Krótka historia User Experience

15 lipca 2015, Magdalena Markiewicz

Mało kto nie zna już popularnego terminu User Experience. Kojarzy się on nam ze specjalistami dbającymi o produkty, badaniami usability, wzrostem konwersji, zwiększeniem zysków i wieloma innymi. Niewielu jednak zna genezę UXu. Dlatego też postanowiliśmy pochylić się chwilę na nią.



User Experience jest stosunkowo młodą dziedziną. Jeżeli jednak spojrzymy z szerszej perspektywy możemy zauważyć, że tematem tym interesował się już Leonardo da Vinci. Oczywiście nie znano jeszcze wtedy znaczenia skrótu UX, jednak idea była bardzo podobna. O czym mowa? Otóż pewnego razu książe Mediolanu poprosił znanego artystę i inżyniera o zaprojektowanie pałacowej kuchni, która będzie na najwyższym poziomie. Da Vinci jak zwykle zabrał się do pracy z młodzieńczym zapałem. Przez kilka dni przyglądał się pracy kucharzy i ich pomocników, aż w końcu stworzył, prawdopodobnie pierwszy na świecie przenośnik taśmowy. Da Vinci opracował także zraszacze dla zachowania bezpieczeństwa w kuchni. Jak się jednak okazało, mistrz wyprzedził nieco swoje czasy i nie wpasował się w gusta pracowników. Taśma była dla nich zbyt szybka i chaotyczna, a zraszacze niedługo po uruchomieniu włączyły się i zniszczyły sporą partię żywności. Mimo, że ciężko nazwać ten projekt udanym w 100%, można przyznać, że był bez wątpienia pierwszą próbą użyteczności produktów.


Kolejnym okresem, o którym należy wspomnieć był czas rewolucji przemysłowej. To właśnie wtedy Frederick Winslow Taylor oraz Henry Ford obserwując swoich robotników w fabrykach, nauczyli ich obchodzić się z maszynami, a tym samym efektywniej pracować. Trend ten kontynuowała Toyota, która bardzo doceniała kontakt ludzi z maszynami, inwestując zarówno w pracowników, jak i w nowe technologie, przez co stała się jedną z bardziej innowacyjnych firm.


Do osób, które miały swój wkład w budowaniu historii User Experience znalazł się także Walt Disney. Jeszcze zanim powstał Disney World, najpopularniejszy park rozrywki na świecie, amerykański producent opowiadał, że miałoby być to miejsce magiczne, w którym najnowsze technologie będą wykorzystane do poprawy jakości życia ludzi. Jego kreatywne podejście do maszyn, które niosą radość użytkownikom są inspiracją dla projektantów UX do dziś.


Jednak początki badań użyteczności, jakie znamy dzisiaj szacuje się na rok 1986, kiedy to Don Norman, jeden z przodowników badań opisał w swojej publikacji „Design of Everything”, że źle zaprojektowany system skutkuje wieloma problemami w jego użytkowaniu. Razem z Jakobem Nielsenem, jednym z najbardziej znanych specjalistów w dziedzinie użyteczności stworzyli firmę consultingową Nielsen Norman Group, specjalizującą się właśnie w użyteczności oraz w interfejsach użytkownika.


Naukowcy zauważyli, że wraz z popularyzacją komputerów i Internetu, konieczne stało się uproszczenie tego typu badań tak, aby stały się one proste i zrozumiałe, a zarazem dostępne dla każdego. Do połowy lat 90. badania takie były bowiem opracowywane tylko w laboratoriach a ich koszt był kolosalny, przez co pozwolić sobie mogły na nie jedynie duże firmy i instytucje. Nielsen postanowił to zmienić i stworzył „discount usability engineering”, czyli tzw. tanią inżynierię użyteczności. Zakłada ona, że badania mogą być wykonane bez konieczności wykorzystania specjalistycznego sprzętu, przez ludzi bez dużego doświadczenia a w wielu przypadkach wystarczy przeprowadzić test na zaledwie 5 osobach, aby uzyskać kluczowe wyniki.


W 1995 roku Don Norman dołączył do zespołu Apple, aby pomóc w projektowaniu produktów, które miały stać się najbardziej ze wszystkich dostępnych na rynku przyjazne człowiekowi. Co ciekawe, kazał nazywać się „Architektem User Experience” – po raz pierwszy użyto wówczas tego określenia jako tytułu zawodowego. Jak pokazuje obecna pozycja Apple’a, zatrudnienie Normana było strzałem w dziesiątkę. Produkty wychodzące z fabryki Steve’a Jobsa okazały się najprostszymi i najbardziej intuicyjnymi urządzeniami na rynku i bardzo wysoko podniosły poprzeczkę konkurencji. W zasadzie, od kiedy Apple odniosło wielki sukces, oczy wszystkich firm zwróciły się na User Experience i zaczęto wreszcie doceniać tę dziedzinę nauki.


Historia zna wiele przypadków, kiedy badania użyteczności uratowały cały biznes, bądź też poprawiły na rynku jego notowania. Było tak w przypadku jednego z gigantów internetowych, który dzięki, można by pomyśleć kosmetycznej zmianie, zarobił kilkaset milionów dolarów (Przycisk wart 300 milionów dolarów). W jednym ze sklepów online (wróbelki ćwierkają, że był to Amazon), sporego kłopotu przysparzał klientom przymus rejestracji przed uiszczeniem opłaty. Firma była zdruzgotana ilością porzuconych koszyków. Dopiero, gdy stronę przeprojektowano i umieszczono przycisk „dalej”, klienci zaczęli finalizować zakupy. Umożliwiał on bowiem kontynuowanie zakupów i uiszczenie opłaty bez konieczności rejestracji, która odstraszała większość odwiedzających stronę.



Innym polem, gdzie UX znalazło zastosowanie jest… sztuka. Muzea i galerie sztuki od dawna próbowały dowiedzieć się, co najbardziej ciekawi zwiedzających tak, aby zwiększyć zainteresowanie swoimi wystawami. Na genialny pomysł z wykorzystaniem metody eyetrackingu wpadła londyńska National Gallery, która na przełomie 2000 i 2001 roku umieściła urządzenia w pomieszczeniach, gdzie znajdowały się dzieła sztuki, jako część wystawy „Telling Time”. Przez trzy miesiące zarejestrowano spojrzenia ponad 5 tys. zwiedzających, co dało zaskakujące rezultaty, dzięki którym pracownicy dowiedzieli się, na co najczęściej patrzą wielbiciele sztuki.




Metoda eyetrackingu wykorzystywana jest w badaniach zaledwie od kilku lat, jednak rozwijana jest już od wieku w innych dziedzinach, tj. medycyna czy wojskowość. Niegdyś, aby sprawdzić na co skierowany jest wzrok, badany musiał założyć specjalne soczewki z otworem na źrenicę, co było dość inwazyjne. Później zaczęto stosować urządzenia nakładane na głowę, a obecnie stosuje się okulary lub nieinwazyjne urządzenie badające ruchy gałek ocznych.


Nadal, mimo zdobytej przez długie lata wiedzy, badania użyteczności nie zawsze są stosowane. I to z najbardziej prozaicznych przyczyn. Jako przykład można tu podać stronę internetową linii lotniczych American Airlines. Ponad 5 lata temu amerykański projektant interfejsów Dustin Curtis, zirytowany jego zdaniem beznadziejną wyszukiwarką lotów i ogólnym wyglądem całego serwisu napisał do linii e-mail, w którym wylał wszystkie swoje żale. W dodatku przysłał swój własny projekt strony – dużo bardziej przejrzysty i przyjazny dla użytkownika. Niestety, odpowiedź jaką uzyskał, nie była satysfakcjonująca. Na wiadomość odpisał główny Architekt User Experience w zespole serwisu American Airlines. Przyznał rację rozdrażnionemu klientowi i stwierdził, że sam ubolewa nad tym faktem, jednak „Problem z projektem American Airlines nie wynika z braku naszych kompetencji, a ma więcej wspólnego z kulturą organizacyjną i wewnętrznymi procesami American Airlines”. W tym miejscu nastąpił opis problemów, z którymi na co dzień borykają się projektanci UX w dużych korporacjach.



aa.com-500x325
ówczesna wersja strony, źródło: http://uxdesign.pl/ciezkie-zycie-korporacyjnego-projektanta/




Obecnie branża UX rozwija się dużo szybciej niż za czasów Leonardo da Vinci. Firmy są bardziej świadome wagi poprawiania swoich produktów, wymyślania nowych- kreatywnych i innowacyjnych rozwiązań, zatrudniania ekspertów zajmujących się tylko UXem oraz tworzenia własnych działów usability. W Wielkiej Brytanii wartość rynku UX, w 2011 roku była szacowana na 222mln £. Trzymamy kciuki aby liczba ta rosła cały czas 🙂




Źródła:
http://uxdesign.pl/ciezkie-zycie-korporacyjnego-projektanta/
http://idsgn.org/posts/why-american-airlines-user-experience-fails//
http://blog.invisionapp.com/a-brief-history-of-user-experience/

Magdalena Markiewicz

Web Content Writer. Absolwentka Uniwersytetu Warszawskiego i zapalona dziennikarka. Zdobywała doświadczenie w portalach informacyjnych. Kocha podróże i nowinki technologiczne.